Przepraszam, smoku – Wiera Badalska

Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.

Niezwykle był uprzejmy,
(co się nie często zdarza),
nikogo nie zaczepiał,
nikogo nie obrażał.

Grzecznie rozmawiał z każdym,
słów brzydkich nie używał,
mile widzianym gościem
na zamku króla bywał…

A nieopodal zamku –
jak głoszą dzieje stare –
smok groźny i podstępny
w górach miał swą pieczarę.

Gdy noc zapadła czarna,
z jamy wyłaził skrycie
i swoim zachowaniem
zatruwał ludziom życie.

Król z gniewu brodę targał
i, jak to często bywa,
temu, kto zgładzi smoka,
córkę swą obiecywał.

Niejeden tam już śmiałek
konno i z mieczem w dłoni
z okrzykiem: – Giń, poczwaro! –
do smoczej jamy gonił.

Lecz smok tak ogniem ziajał
i ryczał tak donośnie,
że każdy – choć odważny –
umykał, gdzie pieprz rośnie!

Wreszcie rzekł rycerz grzeczny:
– Ja pójdę, proszę króla!
Ten smok coś tu za długo
bezkarnie sobie hula!

Poszedł. Przy smoczej jamie
przystanął w pełnej zbroi
i palcem – puk! puk! – w skałę
zapukał, jak przystoi.

– Przepraszam, że przeszkadzam –
rzekł – lecz to ważna sprawa…
Chciałbym z szanownym panem,
poważnie porozmawiać.

Smok zdębiał! Już rycerzy
przepłoszył stąd niemało…
Teraz nie pisnął słowa.
Po prostu go zatkało.

A rycerz mówił dalej:
– Zwykle unikam bójek,
ale się pan, niestety,
okropnie zachowuje!

Niestety, ogniem zionie,
niestety, owce dusi,
więc w skórę pan, niestety,
ode mnie dostać musi!

Mam pana kolnąć mieczem?
Czy kopią? Jak pan woli?
Ale uprzedzam z góry,
że to okropnie boli.

Więc może by pan jednak
stąd dobrowolnie poszedł?
Niechże się pan namyśli,
uprzejmie pana proszę…

Smok tylko okiem łypnął,
podumał jeszcze chwilę
i sapnął: – Chyba pójdę,
gdy mnie tak prosisz mile…

Chodziaż owieczek tłustych
spora tu jest gromada,
lecz gdy ktoś grzecznie prosi,
odmówić nie wypada.

Pa! Żegnam – machnął łapą,
ukradkiem łzę starł z oka,
rozwinął smocze skrzydła
i… zniknął gdzieś w obłokach.

Król z córką na zwycięzcę
już czekał na tarasie
i weselisko huczne
wyprawił w krótkim czasie.

Smok  – autor nieznany (źródło: Internet)

Siedzę sobie sam w pokoju, słyszę, ciężki dudni krok.
Drzwi otwieram, a w nich stoi…wielogłowy smok.
Wolno cofam się ze strachu. Może uciec gdzie pieprz rośnie?
A smok mówi każdą paszczą: – chciałbym wiedzieć coś o wiośnie!
Zęby dzwonią, w gardle ściska, a smok bardzo głośno sapie.
Ja się cofam, a on wchodzi i już siada na kanapie.
Odwracając każdą głowę bardzo grzecznie mówi do mnie:
– proszę usiąść nieco bliżej, na fotelu tuż koło mnie.
Ponoć wiosna juz nadchodzi, chciałbym poznać Pana zdanie.
Po kolei z każdej paszczy wydobywa się pytanie:
– kiedy ptaków śpiew usłyszę?
– czy niedźwiadek skończył spanie?
– czy zakwitną wkrótce kwiaty?
– co je pszczoła na śniadanie?
– kiedy deszcz wiosenny będzie?
– czy motyle już fruwają?
– czy już pąki są na drzewach?
– czy biedronki kropki maja?
Ochłonąłem już z wrażenia. Mogłem spojrzeć w smocze oczy.
Nie tak szybko, panie smoku, wiosna bardzo wolno kroczy…

Smok – Jan Brzechwa

Na Wawelu, proszę pana
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.
Przy obiedzie smok połykał cztery kury lub indyka
nadto krowę albo byka.
Nagle raz, przy Wielkim Piątku
Krzyknął: Coś tu nie w porządku !
Poczuł wielki ból w żołądku
Potem spuchła mu wątroba, dwa migdały, płuca oba
Jak choroba, to choroba !
Smok pomyślał, proszę, proszę.
Nie mam zdrowia za dwa grosze
Czas już zostać mi jaroszem
i smok biedny od tej pory
By oczyścić krew i pory, jadał marchew,
jadał pory, groch, selery i kapustę
Wszystko z wody i nietłuste,
żeby kiszki były puste.
Tak za roczkiem mijał roczek
Smok nasz stał się jak wymoczek
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.
Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.

 Legenda o smoku wawelskim – Czesław Janczarski

 W dawnych czasach, w dawnych wiekach

Przywędrował smok z daleka.

Na Wawelu, tuż nad Wisłą

Znalazł sobie legowisko.

Na śniadanie zjadał z rana

Worek grochu i barana.

Potem ostrzył kły o kamień

I zasypiał w smoczej jamie…

W słońcu lśni wiślana woda

Lud tu dzielny mieszkał w grodach,

Ale szczęście ludu prysło,

Gdy zamieszkał smok nad Wisłą…

Coraz mniej jest owiec w stadach,

Wkrótce wszystkie smok pozjada!

Pustoszeją spichrze, barcie-

Wszystko idzie na pożarcie!

Żył tu wtedy pasterz Skuba

I Kasieńka żyła luba.

Kasia przędła len na płótno

I śpiewała piosnkę smutną.

Skuba, pasterz z witką w dłoni

Białe owce pasł na błoni.

Gdy wieczorem szedł z pastwiska

Smok na górze ogniem błyskał.

Płonie obłok o zachodzie,

Popłoch jakiś powstał w grodzie!

Goniec blady niby płótno

Przyniósł ludziom wieść okrutną.

Oto smok zażądał właśnie

By za żonę dać mu Kasię!

Wszyscy w grodzie radzą długo…

Gniew i rozpacz miota Skubą!

Ostrzy Skuba miecz stalowy.

Stal nie utnie smoczej głowy!

-Zostaw Skubo miecz i strzały

Bo nie wrócisz do nas cały!

Idą ludzie do pieczary.

Niosą skarby, niosą dary.

A smok tylko ogniem miota,

Nie chce skarbów, srebra, złota.

Wypłakuje Kasia oczy,

Smutnym wzrokiem wkoło toczy.

Już ją stroją w ślubne szaty

I wplatają w warkocz kwiaty.

Załamuje ojciec dłonie,

Biedna matka we łzach tonie.

Skuba myślał aż do zmroku.

Nie oddam ci Kasi, Smoku!

-Dokąd idziesz dzielny Skubo?

-Chcę ratować Kasię lubą.

Do Wieliczki szedł noc całą

I sól w worze przyniósł białą.

Zaszył sól w baranią skórę,

Pod wawelską poszedł górę.

Rzucił skórę tuż przed bramą,

Potem dróżką zszedł tą samą.

Zgasły w Wiśle gwiazdy rano,

Wiodą Kasię zapłakaną…

Słońce rzuca strzały złote,

Smok opuszcza swoja grotę.

Stoi Kasia przy jałowcach,

U stóp Kasi skóra owcza.

Już smoczysko straszne kroczy,

Kasia w dłoniach skryła oczy.

Mgły unoszą się nad rzeką,

Skuba skrył się niedaleko,

A smok kroczu ku jałowcom…

Naraz ujrzał skórę owczą.

Ryknął srogo, aż w oddali

Mgły rozwiały się na fali.

Potem ryknął jeszcze srożej,

Połknął skórę i sól w worze.

Juz pragnienie smoka pali,

do wiślanej pędzi fali,

Pije, chłepce… Mało, mało!

Czy wypije Wisłę całą?

Wtem huk rozległ się nad Wisłą!

Pękło naraz złe smoczysko!

Biegnie Kasia drżąca, blada

i w ramiona Skuby pada!

Wielka radość była w grodzie,

cieszyli się starsi, młodzież.

Znów nastały dobre czasy,

stada się spokojnie pasły.
Gdy chcesz ujrzeć smocza jamę

na wawelski przyjedź zamek.

Fala pluszcze i szeleści,

a zna wiele opowieści…

Przygotowała: Zofia Kajdewicz

Print Friendly, PDF & Email
Powiązane publikacje