,,Bajka o Smoku co wirusa miał na oku” – tekst: Joanna Sieradzan

Wstawał ranek i słońce wyciągało długie, leniwe promienie witając zakamarki dziecięcego pokoju w jednej z typowych miejskich kamienic.

 – Na rower! – wykrzyknął, jakby było to równie pewne jak wstający poranek – smoki lubią skakać i biegać! – a nie trzeba dodawać, że słoneczne dni przedwiośnia szczególnie do tego zachęcają. Przez drzwi do pokoju zajrzała mama.

– Cześć Smoczku! Wiesz, jeszcze musimy zostać w domu… – zawiesiła głos patrząc czule na synka.

 – Ale ja lubię rower… – smok się nachmurzył, a z jego nozdrzy zaczęły wydobywać się ciche pomruki i kłęby pary wodnej. (Bo nie wiem czy wiecie, ale smok ten w gniewie ział lodem, nie ogniem, jak jego smocza mama i większość innych smoków.)

– Widzę, że się nachmurzyłeś. Wiem, że lubisz spacery i chciałbyś pójść na rower… Pamiętasz jak opowiadałam Ci dlaczego tak się dzieje, o wirusie? Powinniśmy zostawać w domach, abyśmy wszyscy byli zdrowi i bezpieczni.

– A czemu? – zapytał Smoczek, a było to zaklęcie otwierające drzwi do wszystkich odpowiedzi. Mama usiadła obok niego na łóżku, przeczesała włosy zmierzwione przez senne przygody i zaczęła opowiadać. Mały Smok otworzył najpierw lewe oko, przeciągnął się i spojrzał za okno, na dziwnie puste podwórko, piaskownicę, huśtawki. Być może już się domyślacie – bycie człowiekiem, a dokładnie małym chłopcem wcale nie przeszkadza w byciu smokiem. Kto wie, może nawet pomaga?

 – Wyobraź sobie takie małe drobinki, malusieńkie, tak małe, że nie można ich zobaczyć. Latają w powietrzu, a najbardziej uwielbiają skoki między ludźmi, no i… Smokami. To wirusy, małe cząsteczki, które powodują choroby. To, że się czujemy źle, mamy gorączkę i brak nam siły – nawet do zabawy! Wiesz synku, teraz na świecie panuje naprawdę wredny wirus. Groźny dla zdrowia i szybko przemieszczający się między krajami. Porusza się tylko dzięki nam, ludziom, na naszych rękach i ubraniach, ale jeśli jesteśmy w domu, on także nie ma możliwości przechodzenia z miejsca na miejsce. Niestety jest już w wielu miejscach, wielu ludzi zachorowało, a jeszcze wielu może przez niego ucierpieć.

 – Smoki nigdy nie cierpią – powiedział poważnie chłopiec.

 – Chciałabym, żeby tak było – odpowiedziała mama uśmiechając się delikatnie, choć być może ktoś uznałby, że także trochę smutno – ale wiesz jest prosty sposób, aby zrobić wirusowi psikusa. Trzeba przeszkodzić mu w przemieszczaniu się i…

– I niech sobie leci na Księżyc! – wykrzyknął Smoczek.

– Tak, to byłby dobry pomysł. Na Księżycu, chyba nikomu by nie zaszkodził – zaśmiała się mama.

– Ale wiesz, tu na Ziemi też możemy coś zrobić. Zdradzę Ci tajemnicę – pochyliła się do chłopca z przebiegłą miną – wirus boi się szczególnie dwóch rzeczy, czystych rąk i…. samotności.

To zupełnie tak jak ja – pomyślał Smoczek – ja też nie lubię być długo sam.

A mama mówiła dalej:

– Wirus łatwo przenosi się na innych ludzi, gdy się z nimi spotykamy, wtedy jest go coraz więcej i więcej. Najchętniej zaraża osoby starsze, lub z obniżoną odpornością, ale każdy może go przenosić, nawet taki silny Smok jak Ty. Dlatego właśnie zostajemy teraz w domu.

– E tam! Możemy z nim walczyć! – mały Smok przybrał groźną minę.

 – Tak, to prawda! – uśmiechnęła się mama.

 – Ale robimy to w specjalny sposób. My Smoki mamy grubą skórę, która chroni nas od niebezpieczeństw, prawda?

 – Tak! Smoki nie chcą by atakowała je choroba.

– A wiesz, że maseczki i rękawiczki też są jak taka gruba skóra? Chronią nas gdy musimy wyjść z domu, ale tylko wtedy, kiedy to naprawdę konieczne, np. zrobić zakupy. Naszą grubą skórę i odporność wzmacnia też zdrowe jedzenie, warzywa, twoje ulubione pomidory i owoce.

– Mamo, a co jeśli my poczujemy się samotni?

 – Wtedy możemy zrobić kilka innych rzeczy. Chcesz wiedzieć jakich? – smocza mama uśmiechnęła się zawadiacko.  Opracujmy plan! Na początku przyda nam się poranna porcja dobrej energii i pozytywnych wibracji. Czy jest coś, co wzbudza pozytywne wibracje lepiej niż wielka dawka gilgotania? – w tym momencie smocza mama zaczęła smoczka tarmosić, łaskotać i całować, a cały dom oprócz słońca rozświetlił jasny, dziecięcy śmiech.

Gdy troszkę się uspokoili mama zapytała.

 – Czy masz ochotę wysłać w świat cząstkę tej gilgotliwej, dobrej energii?

 – Yhy – powiedział Smoczek łapiąc oddech, a jego oczy rozbłysły.

 – Wiesz, teraz ludzie i oczywiście smoki (dodała szybko mama) bardzo sobie pomagają. Dzielą się ze sobą jedzeniem, robią nawzajem zakupy, a nawet pozwalają innym zamieszkać w mieszkaniach których nie używają. A w dodatku my smoki mamy w sobie takie magiczne moce, że potrafimy przesyłać sobie dobrą energię nawet jeśli jesteśmy daleko od siebie, na przykład przez internet, lub dzwoniąc do siebie. Mama puściła do chłopca oko. Potrafimy śpiewać, opowiadać historie, tańczyć i rysować i marzyć i… uśmiechać się.

– I gilgotać – dodał smoczek z figlarną miną szykując się do skoku. Zatrzymał się jednak i dodał:

 – Może zrobimy komuś zakupy?

– Dobry pomysł, nasza sąsiadka ostatnio gorzej się czuła, ja zrobię zakupy, a Ty może coś dla niej narysujesz? Ale na początek – solidna porcja…. gilgotek-łaskotek!

Wykrzyknęła ze śmiechem smocza mama ruszając w stronę synka.

Smoczek jednak odsunął się, mierząc ją pełnym powagi wzrokiem. – Mama, no hej, mamy tyle do zrobienia. Zaczynajmy!

Przygotowały: Dorota Jurczuk; Beata Sakowska

Print Friendly, PDF & Email
Powiązane publikacje