Bożena Forma „ZIEMIA”

Nasza Ziemia to piękna kraina,
na niej skały, lądy, morza.
Wiele różnych przedziwnych zjawisk,
i tajemnic w sobie chowa.
Wszyscy zawsze dbajmy o Ziemię,
aby oazą dla nas była.
By jej człowiek nie zaśmiecał,
pełnią życia nam tętniła.
Brudna woda, nieczyste powietrze,
precz spaliny, nieczyste odpady.
Więcej tego nikt z nas już nie chce
nowe trzeba mieć zasady.
Wszystkie żale dziś ludziom ogłaszaj
Niechaj ciągle o ciebie dbają.
Nasza Ziemio niech cię mieszkańcy
Wciąż z odpadów oczyszczają.

OPOWIADANIE: ,,CAŁY ŚWIAT ZE ZŁOTA”

 Gdy na niebie wybuchł meteoryt, nazywany również spadającą gwiazdą, i jego części rozpadły się na tysiące kawałków, cała ziemia pokryła się złotym pyłem. Złote były domy, złote rośliny i zwierzęta, nawet skóra ludzka była złota.

Jedna tylko staruszka, która pozostała w domu, by na drutach robić ładny, wełniany sweter przeznaczony dla wnuka Pawła, uniknęła tego złotego deszczyku. Była to miła staruszka o siwych włosach, które okalały jej owalną, różową twarz. Co pewien czas unosiła dobre, niebieskie i przejrzyste oczy znad swetra, poprawiała okulary w metalowych oprawkach, aby spojrzeć na zegar stojący na stoliku i śpiewała: ,,0, jaka piękna jest nasza ziemia! Zielone góry o białych szczytach, niebieskie niebo, czerwone dachy domów, tak jak sweter mojego wnuczka”.

Piosenkę usłyszała pewna dziewczynka, która przechodziła blisko okna starszej pani i nie widząc tych kolorów, które ona wymieniała, gdyż sama znała jedynie złote góry, złote drzewa, złote domy – postanowiła się zatrzymać.

– Dzień dobry, Franko!

– Znasz moje imię?

– O, moje dziecko, ja ciebie dobrze znam. Widzę, jak codziennie przechodzisz i słyszę twoją mamusię, gdy pyta się, czy wzięłaś chusteczkę.

– To prawda, często o niej zapominam.

            – Babciu, opowiedz mi o świecie, o którym śpiewasz. Ja nigdy nie widziałam kolorów, o których mówisz.

            Staruszka cierpliwie zaczęła opowiadać:

            – Gdy byłam dziewczynką, zawsze chodziłam z ojcem łowić ryby. Lubiłam siedzieć cichutko nad brzegiem rzeczki i obserwować pluskające rybki, i kamyki, które błyszczały jak drogie kamienie. Głaskałam zielone źdźbła trawy, żółte płatki złocieni, niebieskie – bławatków, białe – margerytek. Gdy nie byłam zmęczona, biegałam szczęśliwa po łące, aby złapać różnobarwne motyle. Ich skrzydełka miały najróżniejsze kolory: brązowy i pomarańczowy, biały i niebieski z kilkoma czarnymi punkcikami, różowo-perłowy i zielony jak groszek.

Byłam także szczęśliwa, gdy potem tatuś zachęcał mnie, abym zobaczyła, co znajduje się w koszyku. Było w nim wiele rybek białych, różowawych, srebrzystych.

Franka słuchała z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma i buzią.

            – Jaki piękny musi być świat pełen kolorów! Gdy wszystko jest złote, wygląda to bardzo monotonnie i zawsze identycznie. Babciu, nie można tego złotego koloru zmienić?

            – Wiesz – odpowiedziała staruszka – jeżeli przyrzekniesz mi, że zwołasz wszystkie dzieci z twojej dzielnicy, ja postaram się o tajemniczą receptę.

– Franka zaczęła chodzić od domu do domu, pytając każde dziecko:

– Czy chcesz pójść ze mną, by pokolorować świat?

            Dzięki swej uprzejmości i uśmiechowi, przekonała wszystkie dzieci, by poszły za nią. W drzwiach swego domu oczekiwała na nie staruszka. Każdemu dała nową, nowiuteńką miotłę.

– Co mamy zrobić? – spytały dzieci chórem.

 Babcia odpowiedziała:

– Zacznijcie zamiatać!

Nieśmiało i niepewnie zaczęły od chodnika. Obłoki złotego pyłu wzbiły się w powietrze. Chmury czując, że coś je szczypie w nos, zaczęły kichać. Czyżby się zaziębiły? Jedna kropla, druga kropla, trzecia… zaczęła się ulewa. Co za cud! Złoty pył, zebrany w kupki przez miotły dzieci, zaczął się rozpuszczać w małych strumyczkach i zagubił się w ziemi.

Ile to wymagało potu, ile trudu! Ale świat był teraz o wiele ładniejszy! Każdy spoglądał szczęśliwy, wszyscy mieli czerwone policzki i błyszczące oczy. Drzewa ze swymi brązowego koloru gałęziami pyszniły się wielkimi liśćmi, intensywnie zielonymi; tu i tam widoczne były słodkie, czerwone owoce. Kwiaty miały korony w tysiącach przeróżnych kolorów. Wszystko było czyste, świeże, schludne.

Jedynie w ogrodzie staruszki od tego dnia zaczęło wyrastać drzewo całe ze złota, które miało złote jabłuszka. Ale ilekroć dzieci przychodziły urwać jabłka, z trudem wdrapując się na drzewo i pocąc się przy tym (staruszka nie miała na to sił), owoce nabierały ślicznego, czerwonego koloru. Ten, kto potem je zjadał, stawał się dobry i szlachetny. Były to bowiem magiczne owoce dobroci.

Pani Dorota i Pani Beata

Print Friendly, PDF & Email
Powiązane publikacje